W ostatnich miesiącach przed pracownikami oświaty stanęło bezprecedensowe wyzwanie dotyczące nowych modeli organizacyjnych szkoły, metod dydaktycznych, innego zastosowania technologii informacyjno-komunikacyjnych. Nauczyciele zaczęli odmieniać przez przypadki wyrażenia dotychczas z rzadka kojarzone z tradycyjnym nauczaniem: e-learning, cyfryzacja edukacji, wideokonferencja, platforma, aplikacja. A czego się nauczyli?
Fragment artykułu z miesięcznika "Dyrektor Szkoły" 2020/7
W ciągu kilku marcowych dni tradycyjne nauczanie zastąpione zostało kształceniem na odległość. Szybko okazało się, że część uczniów jest z niego wykluczona – 18% nie ma dostępu do sprzętu (komputera, internetu), a co trzeci rodzic nie może zapewnić każdej ze swoich pociech urządzenia do nauki on-line (Librus, Jak wygląda nauczanie zdalne w naszych domach, 9.04.2020 r., https://portal.librus.pl/artykuly/nauczanie-zdalne-jak-wyglada-w-naszych-domach-pobierz-raport). Problemów było więcej: ograniczony dostęp do bezpiecznych platform edukacyjnych i oprogramowania, zróżnicowane kompetencje cyfrowe nauczycieli i uczniów, brak procedur oraz warunków do przejścia na nauczanie zdalne, a także podręczniki nieprzystosowane do samodzielnej nauki.
Tam, gdzie zdalne nauczanie było niemożliwe, nauczyciele kserowali materiały dydaktyczne i zostawiali je w szkole. Ale zdarzało się, że nikt ich z sekretariatu nie odbierał lub robiono to nieregularnie, a kontakt z rodzicami był utrudniony bądź wręcz niemożliwy. Szacuje się, że w skali kraju nawet kilkanaście tysięcy uczniów wypadło z systemu zdalnego nauczania.
Szkoły starały się działać na miarę swoich możliwości. Dobrą praktyką stało się powołanie koordynatora lub zespołu nauczycielskiego do spraw nauczania zdalnego, organizowanie dyżurów koleżeńskich, rad szkoleniowych on-line i webinariów. Nauczyciele także we własnym zakresie zdobywali potrzebne umiejętności.