Grudzień to czas wielu okazji do wręczania upominków. Nie chodzi mi jednak – co może sugerować tytuł – o sprezentowanie wymienionej w nim książki, lecz o obdarowanie innych wyrazami, które w „słowniku” dorosłych stają się obce. U jednych zanikły, drudzy uznają je za anachronizm, kolejni nie doceniają znaczenia.Fragment artykułu z miesięcznika "Dyrektor Szkoły" 2018/12
Długo zastanawiałam się, czy ma sens pisanie na temat trzech najprostszych zwrotów grzecznościowych – dziękuję, proszę, przepraszam – w dobie wszechobecnego w internecie hejtu, prześcigania się w wulgaryzmach deprecjonujących osoby o odmiennych poglądach, kolorze skóry lub orientacji, epatowaniu słownym „rynsztokiem” jako formą wyróżnienia się w tłumie. Nie byłam też pewna, czy moje rozważania nie zostaną uznane za naiwne, a mnie zarzuci się wręcz infantylizm intelektualny, skoro w świecie jest tyle ważniejszych spraw do załatwienia. W końcu jednak się przełamałam. Dlaczego? Bo jeśli poświęcić im chwilę refleksji, w tych z pozoru prostych słowach można dostrzec głębię rzutującą na jakość relacji interpersonalnych.
Słowo dziękuję to ma zarówno pozytywne znaczenie, gdy wyrażamy wdzięczność (dziękuję za aktywny udział w projekcie), jak i ironiczne, kiedy wiążę się z odmową (dziękuję za taką współpracę). Pozostańmy przy pierwszym znaczeniu.
Przemilczane dziękuję boli najbardziej. Sprawia, że ludzie czują się niedocenieni, pominięci, zniechęceni do dalszych działań, aby z czasem wycofać się z nich w ogóle. Trudno mi uwierzyć, że dyrektorzy szkół nie zdają sobie z tego sprawy, a mimo to w ich zachowaniu dostrzegam pewien paradoks.