Prawo12 grudnia, 2017

Marzy mi się powrót do nauki

Wywiad z Dr Małgorzatą Kozak 

Rozmawiał: Bogdan Bugdalski

Pani Mecenas, kiedy próbowałem się z Panią umówić na wywiad, powiedziano mi, że w kancelarii Pani bywa i to sporadycznie. Jak to jest?

W kancelarii jestem raz w miesiącu przez kilka dni, tak jak teraz. Oczywiście jeżeli mam rozprawy, jakieś ważne spotkania, to częściej, ale normalnie pracuję zdalnie. Przy obecnych możliwościach technologicznych to nie jest problemem, tylko dodatkowym wyzwaniem.

Rozumiem. Wobec tego, co Pani wykłada na uniwersytecie w Tuluzie?

Nic. Obecnie mieszkam w Holandii.

Naprawdę?

Tak, jestem gospodynią domową – to oczywiście trochę żart. Zajmuję się domem i pracuję zdalnie. Obok pracy staram się być mamą, mieć czas dla dzieci, nie tylko podczas weekendu, ale i w tygodniu. Ale jeśli napisze Pan, że jestem gospodynią domową, to pójdzie chichot po całej Warszawie... Jeśli tak będzie, to będę zaskoczony. Wydaje mi się, że Pani postawa jest godna pochwały. Dużo osób by tak chciało. Dla mnie zawsze było ważne, żeby znajdować właściwe proporcje między pracą a domem. Nie chciałam, żeby praca zawładnęła moim życiem. Czasami oczywiście trzeba siedzieć po nocach, żeby skończyć jakieś zadanie, ale kiedy praca staje się dla nas wszystkim, powstaje problem, bo wtedy nie mamy czasu ani na realizowanie swoich pasji, ani na rodzinę.

Pani znalazła tę proporcję?

Myślę, że tak. Szukałam takiej kancelarii, w której obok wysokiej jakości pracy merytorycznej byłaby dobra, przyjacielska atmosfera. I znalazłam ją w Kancelarii Affre i Wspólnicy - my się wszyscy tu lubimy, a Asia Affre jest taką osobą, która skupia wokół siebie pozytywną energię. To jest niesamowite. Bardzo się cieszę, że tu trafiłam. Pracuję tutaj już dwa lata! Zawsze ceniłam współpracę z ciekawymi ludźmi – jak np. w kancelarii mec. Wardyńskiego. To było też moje najdłuższe doświadczenie zawodowe.

Prowadzi też Pani swoją kancelarię – Kancelarię radcy prawnego mec. dr Małgorzaty Kozak – czy ona w ogóle istnieje?

Tak, ta kancelaria działa, obecnie w ramach kancelarii mec. Joanny Affre. Z różnych powodów: przede wszystkim dlatego, że nie da się pracować merytorycznie i jednocześnie docierać do potencjalnych klientów. W związku z tym w strukturze, gdzie działa kilka osób jest dużo łatwiej. Zyskujemy efekt synergii. Poza tym profil Kancelarii Affre całkowicie odpowiada moim zainteresowaniom i specjalizacji, ponieważ tu zajmujemy się właściwie wyłącznie sprawami ochrony konkurencji, nieuczciwej konkurencji i własności intelektualnej oraz reprezentowaniem klientów w sporach sądowych, które z tych spraw wynikają. Zajmujemy się też ubezpieczeniami, ale bardziej pod kątem sporów. Tak wąska specjalizacja pozwala nam się skupić na wybranych problemach orzeczniczych. Tych spraw jest dzisiaj tak dużo, że jeżeli prawnik mówi, że we wszystkim jest dobry, to znaczy tylko tyle, że robi sobie PR.

To jaki ten współczesny prawnik powinien być?

Współczesny prawnik, niezależnie od tego, w jakiej roli występuje, musi – poza prezentowaniem poziomu merytorycznego i doskonałej znajomości akt sprawy czy istoty analizowanego problemu – umieć wytłumaczyć prostym językiem, o co chodzi w sprawie. I powinien uwzględniać nie tylko literalną wykładnię przepisów, ale również ich szerszy kontekst i wykładnię celowościową.

W strukturze Kancelarii Affre jest Pani przedstawiana jako of counsel. Czy to oznacza, że już niedługo będzie Pani partnerem w tej kancelarii, czy też chodzi o naukę?

Tu raczej chodzi o ścieżkę naukową, tyle że obecnie nią nie podążam, ponieważ nie da się robić wszystkiego naraz. Doba ma tylko 24 godziny, a mnie w Kancelarii nie ma fizycznie.

Więc Pani przygoda z Uniwersytetem Nauk Społecznych Capitole w Tuluzie się nie skończyła? Na razie tak. Prawda jest jednak taka, że mój promotor co jakiś czas się do mnie odzywa i namawia, żebym wracała, ale nie znaleźliśmy jeszcze formuły, która by mi to umożliwiła i byłaby dla mnie satysfakcjonująca. Marzy mi się powrót do nauki, tylko jeszcze nie wiem, gdzie i w jakiej formie...

…i w jakim języku…

Nie, już wystarczy. Napisanie doktoratu po francusku było dostatecznym wyzwaniem.

To Pani nie miała żadnych związków z Francją?

Nie miałam. Studiowałam w Gdańsku i na czwartym roku prawa wyjechałam na rok do Tuluzy robić maîtrise z prawa europejskiego i prawa międzynarodowego, potem zostałam jeszcze na rok na rozróżnienie dyplomu specjalistycznego, bo we Francji są dwie specjalizacje – dla prawników wewnętrznych przedsiębiorstw i dla prawników niezależnych. Robiłam specjalizacje dla prawników wewnętrznych. I tam poznałam swojego promotora, który później przyjeżdżał do Warszawy do centrum prawa francuskiego przy Uniwersytecie Warszawskim. To on namówił mnie do doktoratu.

Pisanie doktoratu w obcym języku nie jest łatwe.

Dla mnie było to trudne nie tylko ze względów językowych. Pisałam tę rozprawę w Warszawie, najczęściej leżąc w szpitalu, ponieważ miałam ciążę zagrożoną. Kontaktowaliśmy się z promotorem głównie e-mailowo, czasami on przyjeżdżał do Warszawy, czasami ja jechałam do Francji i tak dotrwałam do szczęśliwego rozwiązania – urodziłam córkę i obroniłam rozprawę.

Jaki jest tytuł tej rozprawy?

„Umowa agencyjna w świetle artykułu 101 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Rozważania na temat prawa polskiego i francuskiego na tle Unii Europejskiej”. Umowa agencyjna jest nietypową umową, gdy chodzi o prawo dystrybucji – jeżeli ktoś jest agentem, to tak naprawdę nie zawiera umowy we własnym imieniu, tylko na rachunek zleceniodawcy. W związku z tym powstaje pytanie: jeżeli jest naruszenie prawa konkurencji w ramach tej umowy, którą wyznacza dający zlecenie, to jak traktować tę umowę w świetle prawa konkurencji. I to jest problem.

Zamierza Pani wrócić na uczelnię, czy to już zamknięta karta?

Na razie zawiesiłam działalność dydaktyczną, ale cały czas publikuję. Obecnie pracuję nad kolejnym artykułem naukowym.

A Holandia, jak ona się ma do Tuluzy?

Ja po prostu pojechałam za mężem. Przez rok przylatywał na weekendy do Warszawy, aż zdecydowaliśmy, że się tam przeniesiemy.

Mąż jest również prawnikiem?

Tak, ale od dawna nie pracuje w zawodzie. Mnie było łatwiej przenieść się z pracą do Holandii. Dzieci posłaliśmy do szkoły międzynarodowej.

Uczy się Pani holenderskiego?

Nie zamierzam się go uczyć. Przeprosiłam sąsiadów, że będę do nich mówić po angielsku.

Czym dla Pani było zwycięstwo w konkursie Rising Stars?

Przede wszystkim dużym zaskoczeniem - nie spodziewałam się, że zdobędę tak wysokie miejsce. Ta nagroda dała mi dużo pewności siebie, bo ja nie należę do osób przebojowych. Nie była może punktem zwrotnym w karierze – bo tę miałam ustabilizowaną, ale pozwoliła mi uwierzyć w siebie i w to, że to co robię ma sens, jest potrzebne i docenione. Zwłaszcza gdy chodzi o działalność charytatywną.

Działalność społeczna jest istotnym kryterium oceny uczestników Konkursu. Wówczas współpracowała Pani z Fundacją „Wcześniak”, czy Pani jeszcze ją wspiera?

Oczywiście. Z tą fundacją współpracuję od czasu urodzenia dziecka, a obecnie robimy to siłami praktycznie całej Kancelarii, bo moje koleżanki i koledzy w tym uczestniczą. W ramach działalności fundacji wydajemy np. poradnik dla rodziców wcześniaków, które są dystrybułowane w szpitalach na OIOM-ach noworodkowych za darmo. Przygotowujemy tam rozdział poświęcony uwarunkowaniom prawnym i społecznym opieki nad takimi dziećmi - kwestiom zasiłków, urlopów, świadczeń itd. Moja córka była wcześniakiem, dlatego doskonale rozumiem problemy, z jakimi muszą się borykać rodzice takich dzieci. Obok stresu związanego z zagrożeniem życia dziecka, koniecznością stałej opieki i rehabilitacji, problem rodziców polega też na tym, że przepisy dotyczące opieki nad wcześniakami są rozsiane po różnych aktach prawnych i instytucjach, np. po podstawowy zasiłek idzie się do MOPS-u. Generalnie w Polsce rodzice wcześniaków są zostawieni sami sobie – nie mają żadnych przewodników, wyznaczonych asystentów, którzy by ich pokierowali. Dlatego wydajemy te poradniki. Obecnie przygotowujemy piątą edycję. Wspieramy także rodziców Leosia, znanych z nominowanego do Oskara dokumentu „Nasza klątwa” m.in. w przypadkach, kiedy z powodów biurokracji np. u przewoźników lotniczych ich życie jest w nieuzasadniony sposób utrudnione.

Pro bono reprezentuje Pani także Prezesowi UOKiK w Międzynarodowej Sieci Konkurencji – czy to jest jeszcze aktualne?

International Competition Network to organizacja organów ochrony konkurencji z całego świata. Nie wiem, jak to teraz będzie, ponieważ zmienił się Prezes UOKiK, ale dotychczas jako przedstawiciele pozarządowi jeździliśmy na spotkania ICN w ramach różnych grup roboczych. Ja jestem członkiem advocacy group, czyli zespołu, który zajmuje się promowaniem kultury konkurencji. Spotykamy się dwa razy w roku, wymieniamy poglądami, dyskutujemy, a potem opracowujemy dobre praktyki dla UOKiK. Jako doradcy jesteśmy w tej organizacji trochę na doczepkę - jesteśmy z zewnątrz, nie mamy prawa głosu, chociaż możemy aktywnie uczestniczyć w dyskusjach. Dla nas ważna jest jednak perspektywa rozwoju organów ochrony konkurencji – z punktu widzenia doradców biznesu.

To na koniec proszę powiedzieć, kiedy powstanie ta habilitacja?

Trudno mi powiedzieć. Jeżeli taka rozprawa kiedykolwiek powstanie, czego nie wykluczam, to będzie ona dotyczyła prawa dystrybucji. Bardzo się skupiam na prawie ochrony konkurencji i dystrybucji – i to jest centrum moich zainteresowań.

Dziękuję za rozmowę!

Dr Małgorzata Kozak – radca prawny, of counsel w Kancelarii Affre i Wspólnicy. Jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego i Uniwersytetu Nauk Społecznych Capitole w Tuluzie, na którym obroniła rozprawę doktorską. Specjalizuje się w sprawach konkurencji i dystrybucji, m.in. doradza i reprezentuje przedsiębiorców w postępowaniach przed Prezesem UOKiK, a także w zakresie kształtowania polityki dystrybucyjnej czy sprzedaży internetowej. Jest autorką licznych publikacji naukowych dotyczących prawa konkurencji.

Przeglądaj powiązane tematy
Back To Top